Wyłącz preloader

Popularne posty

Sora no yōna aoimoku — część 2

grudnia 27, 2020
Afuś
🦊 Ze specjalną dedykacją dla Vi 🦊

        — Tak?! Naprawdę?! — Lisek zeskoczył z regału, na którym właśnie chował się razem ze stosem książek i rzucił się ojcu na szyję, ściskając go najmocniej, jak tylko mógł. Ogonek wystający mu spod ubrania nie mógł przestać bujać się na wszystkie strony. Mężczyzna spoglądał nieco skonfundowany na syna, nawet po nim nie spodziewał się aż takiej radości z takiej… no cóż, pierdoły. Dla niego samego wycieczka nie była żadnym powodem do radości, raczej powoli spełniającym się koszmarem sennym. 
        — Dziękuję! — wykrzyknął chłopiec, zamykając ojca w jeszcze mocniejszym uścisku. — Dziękuję, dziękuję, dziękuję — powtarzał, aż łzy popłynęły mu z oczy. Wciąż nie mógł uwierzyć. 
    — Sora? Hej, nie płacz — wykrztusił lis, obejmując niepewnie syna. Pogładził go lekko po plecach.  — Czemu płaczesz, to źle, że się zgodziłem? 
        — Dobrze właśnie! I to, że z nami jedziesz i i… Ah! Po prostu bardzo bardzo się cieszę… — Ukrył całkiem twarz w objęciach taty. Ojciec zmierzwił mu lekko włosy, zahaczając ręką sterczące lisie uszy, które chłopiec od razu położył po sobie, by mu nie przeszkadzały. Dopiero gdy mężczyzna go puścił, chłopak przybrał swoją zwierzęcą formę i pobiegł do salonu, o mało nie wpadając na ścianę. 
        — Sora! Uważaj trochę — Brat złapał go szybko w ramiona — Jak rozbijesz sobie pyszczek, nie będziemy mogli pojechać — cmoknął liska w nosek i usadził go sobie na kolanach, łapiąc delikatnie za łapki. — Zresztą, musimy się najpierw porządnie przygotować, wiesz spakować, sprowadzić Sammiego, wziąć owoce lecznicze, w razie, gdyby ktoś źle się poczuł po teleportacji i… dobrze by było, gdybyś nauczył się paru słów po japońsku. Tak na wszelki wypadek. 
        — Mhm — Heli zajął miejsce obok. Podsunął mężowi kubek z połyskującą herbatą i sam upił spory łyk rozgrzewającego napoju — Możemy ci tłumaczyć, ale warto samemu też coś wiedzieć. 
        Lisek spojrzał na wilka wielkimi oczkami. Myśl o nauce języka była właściwie całkiem ekscytująca, a w tej formie cały ten entuzjazm mógł wyrazić tylko przez wymachiwanie ogonkiem i wywijaniem łapkami na wszystkie strony, popiskując przy tym na całe gardło.  
        — Naprawdę nie wierzę, że aż tak go to cieszy — westchnął cicho ojciec. 

🦊🦊🦊

        Wraz z chłodnym wieczornym powietrzem, do lisiego domostwa zawitało kilka niewielkich kolorowych świetlików. Robaczki siadały na meblach, ścigały się wokół żyrandola, chowały po kątach i najwidoczniej bawiły się świetnie. 
        Sora zauważył je, dopiero gdy jeden z nich przysiadł mu na nosie. Chłopak mimowolnie zrobił mocnego zeza, spoglądając na insekta świecącego mocnym pomarańczowym światłem. Przez dłuższą chwilę próbował mu się przyjrzeć, niestety ten koleżka nieszczególnie lubił być podglądany. Owad rozłożył skrzydła i z rozpędu ruszył prosto w oko młodego liska. 
        Sora pisnął głośno, osiągając dźwięk podobny, do tego, który wydaje z siebie w swojej zwierzęcej formie, jednak teraz gdy był człowiekiem, brzmiało to nieco przerażająco. Próbował gwałtownie się cofnąć, przez co padł plackiem na drewnianej podłodze.  
        — Czyli koniec lekcji na dziś? — Ojciec zamaszyście zamknął książkę i zerknął surowo na syna. Pomimo ściągniętych brwi i pozornie pustego wzroku był całkiem rozbawiony widokiem nastolatka, wzbraniającego się przed owadem. Lisek zerknął na mężczyznę, otwierając szeroko oczy po czym, szorując kimonem drewnianą posadzkę, doczołgał się na kolanach do poduszki, na której siedział. 
        — Jak koniec? — oparł się brodą o stolik — A-ale nie skończyłem jeszcze rozdziału, miałem robić jeszcze jakieś ćwiczenia, prawda? 
        Stary lis pokiwał głową i odgarnął posiwiałe od nerwów włosy opadające mu na czoło. Sam co prawda był zmęczony, ale to o syna martwił się bardziej. Nie musiał widzieć, by wiedzieć, że chłopiec prawie nie spał w ostatnim czasie, jego sińce pod oczami mówiły same za siebie. 
        — Miałeś, ale widzę, że już się rozpraszasz, idź się już lepiej położyć, bo nauka całkiem przestanie wchodzić ci do głowy — Zmierzwił chłopcu czuprynę. — Jutro zaczniemy z samego rana, ale najpierw musisz się wyspać. I to porządnie, rozumiemy się? 
        — Dobra — chłopak zrezygnowany powlókł się do swojego pokoju. Gdyby tylko mógł, siedziałby pewnie do samego rana, nawet jeśli nic by z tego nie wyniósł. Po prostu. Nie chciał przerywać nauki aż do wyjazdu. Może wtedy byłby zadowolony ze swoich wyników. 
        Sora wybudził się z samego rana wtulony we własną rudą kitę. Falujący ogon łaskotał go w sam nos, a młody lis był jeszcze zbyt zaspany, by zrozumieć, co się dzieje. Zmrużył jeszcze oczy i niechętnie przewrócił się na drugi bok, zaciągając kołdrę na głowę z nadzieją, że uchroni go to przed drażniącymi promieniami słońca. 
        — Nie chcę się uczyć — wymamrotał sam do siebie, z pełną świadomością, że nauka musi wiązać się z wypełznięciem z łóżka, a to ostatnie, na co miał ochotę. 
        — Jednak? — Ojciec ostrożnie przysiadł na krańcu łóżka. Stał w progu już od dłuższego czasu, koniecznie chciał sprawdzić, czy syn w ogóle się położył i absolutnie nie spodziewał się, że będzie spał jak aniołek. — Zrób sobie dziś przerwę, musisz w końcu odpocząć. I tak dużo się nauczyłeś przez ten miesiąc. Młodziutkie chowańce szybko chłoną wiedzę, więc na pewno się wyrobisz. 
        — Ah, nie, nie… — młodzik wychylił się lekko spod kołdry, by zerknąć na ojca — Nie mógłbym się dziś pouczyć tutaj po prostu? Po powtarzam chociaż słówka, jak poleżę… 
        — Synu… Nie przemęczaj się. Najważniejsze już znasz — Mężczyzna odgarnął chłopcu kosmyki z czoła. I tak był z niego cholernie dumny. 

🦊🦊🦊

        Stukot kopyt poniósł się po całym domu, zwiastując przybycie niewielkiego białego jelonka. Nari od razu poprowadził go do gabinetu najstarszego z lisów. Mężczyzna wychylił się zza drzwi i nawet jeśli jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, rozmerdany ogon mówił zupełnie wszystko. 
        — Sammie — Przykucnął i wyciągnął ręce w stronę chłopca, który wciąż uparcie utrzymywał zwierzęcą formę — chodź do dziadka.  
        Sammie nawet nie zdążył zrobić kroku, a już utknął w objęciach mężczyzny. Jedyne co mógł teraz zrobić to ułożyć wygodnie pyszczek na jego ramieniu. 
        Drzwi sąsiedniego pokoju uchyliły się powoli, a oczy Sory błysnęły na widok bratanka. Chłopak pospiesznie przyjął lisią formę i wyplątał się z kimona, które niestety nie zniknęło wraz z jego ludzkim ciałem. Popędził w końcu w stronę jelonka, nie przejmując się zupełnie, tym jak jego łapy rozjeżdżają się w biegu na śliskiej posadzce. Podjechał w końcu na miękkim brzuszku do bratanka, a ten od razu trącił malucha nosem i zaczął porządnie obwąchiwać. Lis wyłożył się bardziej, najwidoczniej takie pieszczoty sprawiały mu niesamowitą radość. Sammie też nie mógł się nacieszyć, jego drobny ogonek rozmerdał się na wszystkie strony. Mogliby tak nawet do wieczora, gdyby w drzwiach nie zjawił się Heli. Wilk z ciepłym uśmiechem przyglądał się dzieciom. Nie chciał im przeszkadzać, ale sam chciał jeszcze przywitać się z synem. Ostrożnie pogładził jelonka po grzbiecie, a ten oparł się o niego kopytkami, nadstawiając się po więcej.
        — No dobra, skoro jesteśmy już w komplecie to co, zbieramy się? — Nari pochwycił walizki stojące w korytarzu. Tobołki były przygotowane już od kilku dni, a Lis wraz z mężem wciąż zastanawiali się jak właściwie je zabrać. Najlepiej byłoby na raz, tak by każdy trzymał swój, ale Sora wciąż nie umiał się sam przenosić, Sammie nie znał dokładnej lokacji, do której mieli się udać, a ojciec… no cóż. Po setkach lat bez podróżowania miał prawo wyjść z wprawy. 
        — Wiecie co, zostawmy je na razie — mruknął Heli, obserwując, jak jego ukochany kręci się pakunkami po całym holu. — Najpierw przeniesiemy się wszyscy, a potem razem z Narim wrócimy po bagaże, okej?  
        — Okej! — Zawołał najmłodszy z lisów, przybierając ludzką formę. Złapał mocno ojca za rękę, po czym zerknął wyczekująco na brata, ten szybko wziął jelonka na ręce, wolną ręką złapał ojca za drugą dłoń. Heli złapał się Sory i objął małżonka, zamykając koło w jakim stali. Tak dla pewności wolał mieć ich wszystkich przy sobie, by nikogo nie zgubić po drodze. 
        — 3… 2… 1… — Stary lis w ostatniej chwili zacisnął mocno palce na dłoniach obu synów. 
        Przenieśli się. Nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się w pobliżu jednej z opuszczonych świątyń. Po podróży pozostał jedynie dyskomfort, u niektórych zawroty głowy i mdłości, ale poza tymi drobnymi niedogodnościami wszystko było dobrze. Trafili. Byli cali i zdrowi. Nikt się nie zgubił.  Sprowadzenie bagaży też poszło bez większych trudności, udało się nawet zabrać wszystkie za jednym razem. 
        — No dobra dzieciaki, chowamy uszka i lecimy w miasto — Rzucił wesoło Nari, oglądając się za siebie, próbują się upewnić, że jego puszysty lisi ogon faktycznie zniknął. 
        — To nie zostajemy tutaj? — Sora zarzucił dość niepewnie kaptur na głowę, ukrywając pod nim dokładnie sterczące uszka. Po cichu liczył, że będą mieli okazję nocować w świątyni, w końcu dawniej wielu takich jak oni zamieszkiwało podobne miejsca, ale myśl o zobaczeniu miasta była całkiem ekscytująca. 
        — Nie, załatwiliśmy hotel na tę parę dni, ale przyjdziemy tu jeszcze, dobrze? A teraz chodźcie. 
        Tokio nocą mieniło się milionami świateł a uliczki, którymi się przeciskali, w niczym nie przypominały magicznej krainy zamieszkiwanej przez chowańce. Miasto mimo później godziny wciąż tętniło życiem, ulice zapełnione były samochodami, a chodniki pracownikami opuszczającymi właśnie biura. Wielkie ekrany zawieszone na wyższych budynkach wyświetlały krótkie klipy i kolorowe reklamy, na które tutejsi byli już odporni, ale Sora aż zatrzymał się, by popatrzeć na filmik z Azjatą radośnie prezentującym jakiś napój. 
        — Ładny — szepnął bez zastanowienia Sammiemu, którego trzymał za rękę, od kiedy ten przyjął ludzką formę zaraz po przybyciu. 

🦊🦊🦊

        Pokoje były skromne, ale niezaprzeczalnie całkiem przytulne. W obu stały po dwa łóżka, chociaż wszyscy dobrze wiedzieli, że Sammie i tak będzie spał z rodzicami, wemknął się w nocy do ich łóżka i usadowił się pomiędzy nimi wygodnie. Heli, chociaż już prawie przysypiał, przytulił synka najmocniej, jak tylko mógł. 
        Tej nocy Sora też nie mógł spać sam, i chociaż próbował, nie dał rady wysiedzieć we własnym łóżku, chociaż nie chciał przeszkadzać ojcu, który o dziwo spał w najlepsze. Cóż, stary lis był chyba zmęczony samym faktem, że musiał użerać się ze śmiertelnikami i ich dziwnym światem, całkowicie innym od tego jak go zapamiętał. 
        Lisek pokręcił się po pokoju, kilka razy dobiegając do okna, by popatrzeć na samochody jeżdżące za oknem, wychodził też na balkon, z nadzieją, że może się zmęczy, ale jego ekscytacja tylko rosła. Naprawdę tu był. Był w Tokio. Mógł w końcu  na żywo zobaczyć miejsce, które tak bardzo pokochał przez książki i czarnobiałe komiksy. Mógł oglądać oświetlone wieżowce, mógł posłuchać rozmów tutejszych ludzi, nawet jeśli niewiele z tego rozumiał. Mógł nawet poczuć zapach ulicznego żarcia z pobliskiej budki. Całym sobą czuł, jak miasto żyje, a on tak niesamowicie chciał być jego częścią.
Wszyskie etykiety:

Brak komentarzy

Prześlij komentarz