» Fanfiction » Walentynki
Walentynki
lutego 12, 2017
Afuś
Na dworze panował mróz, jeszcze niedawno myślałam, że zima postanowiła już nas opuścić, ale chyba się rozmyśliła. Śnieg sięgał mi do kolan i radośnie poskrzypując, wsypywał mi się do butów. Jak dobrze, że miałam ciepłe skarpety. Z tego, co pamiętam, to było w walentynki, święto uwielbiane przez papużki nierozłączki, i znienawidzone przez singli.
Zerknęłam na zegarek. Na autobus byłam już spóźniona, na kolejny musiałabym czekać jakieś pół godziny. Pociągnęłam nosem. Po chwili zastanowienia machnęłam tylko ręką i ruszyłam przed siebie. Zaczęłam coś nucić pod nosem, co pomagało mi nie myśleć o szczypiącym policzki zimnie. Przede mną była jeszcze droga przez całe miasto. Że też Valkyon musiał mieszkać tak daleko...
Znaliśmy się od gimnazjum. Po szkole zawsze krążyły plotki, że jest zwyczajnym gburem. Fakt, sam mało się odzywał, ale był naprawdę świetnym słuchaczem.
Przed kamienicą byłam jakieś pół godziny później. Drzwi jakimś cudem były otwarte, przez co nie musiałam używać domofonu. Szybko wspięłam się po stromych schodach na odpowiednie piętro.
Otworzył niemal natychmiast, gdy tylko zapukałam. Czekał pod drzwiami?
— Przepraszam za spóźnienie! — wysapałam. Uśmiechnął się tylko i pokiwał głową na boki, przez co białe włosy opadły na jego twarz. Bez słowa wpuścił mnie do środka.
Zaczęłam ściągać buty, on w tym czasie powędrował do kuchni.
— Powinnaś napić się czegoś ciepłego, strasznie dziś zimno. — Mówiąc to, poprawił czarną bluzę, która zsuwała mi się z ramion.
Odwiesiłam kurtkę na haczyku. Podreptałam do salonu i z zaciekawieniem podeszłam do sporego regału. Parę tytułów chyba przybyło. Prawie wszystkie pozycje w domowej biblioteczce to książki historyczne, przygodowe lub fantasy. Wzięłam do rąk jeden z wielkich tomiszczy.
— Sprawdzasz mnie?
Stał w progu pokoju z dwoma kubkami w rękach.
— Może — mruknęłam, przewracając strony księgi. Zaczęłam czytać. Białowłosy coś jeszcze do mnie mówił, ale już nie słuchałam. Byłam za bardzo skupiona.
— Kocham cię. — Dopiero te dwa krótkie słowa ściągnęły mnie na ziemię. Książka wypadła mi z rąk. W pierwszej chwili nie byłam pewna czy naprawdę to powiedział, czy tylko mi się wydawało.
— Co takiego? — spytałam całkowicie zdezorientowana. Powoli odwróciłam się w jego stronę. On jedynie ciepło się uśmiechnął.
— Dziś jest chyba najlepszy dzień, by to w końcu powiedzieć, nie sądzisz?
Zerknęłam na zegarek. Na autobus byłam już spóźniona, na kolejny musiałabym czekać jakieś pół godziny. Pociągnęłam nosem. Po chwili zastanowienia machnęłam tylko ręką i ruszyłam przed siebie. Zaczęłam coś nucić pod nosem, co pomagało mi nie myśleć o szczypiącym policzki zimnie. Przede mną była jeszcze droga przez całe miasto. Że też Valkyon musiał mieszkać tak daleko...
Znaliśmy się od gimnazjum. Po szkole zawsze krążyły plotki, że jest zwyczajnym gburem. Fakt, sam mało się odzywał, ale był naprawdę świetnym słuchaczem.
Przed kamienicą byłam jakieś pół godziny później. Drzwi jakimś cudem były otwarte, przez co nie musiałam używać domofonu. Szybko wspięłam się po stromych schodach na odpowiednie piętro.
Otworzył niemal natychmiast, gdy tylko zapukałam. Czekał pod drzwiami?
— Przepraszam za spóźnienie! — wysapałam. Uśmiechnął się tylko i pokiwał głową na boki, przez co białe włosy opadły na jego twarz. Bez słowa wpuścił mnie do środka.
Zaczęłam ściągać buty, on w tym czasie powędrował do kuchni.
— Powinnaś napić się czegoś ciepłego, strasznie dziś zimno. — Mówiąc to, poprawił czarną bluzę, która zsuwała mi się z ramion.
Odwiesiłam kurtkę na haczyku. Podreptałam do salonu i z zaciekawieniem podeszłam do sporego regału. Parę tytułów chyba przybyło. Prawie wszystkie pozycje w domowej biblioteczce to książki historyczne, przygodowe lub fantasy. Wzięłam do rąk jeden z wielkich tomiszczy.
— Sprawdzasz mnie?
Stał w progu pokoju z dwoma kubkami w rękach.
— Może — mruknęłam, przewracając strony księgi. Zaczęłam czytać. Białowłosy coś jeszcze do mnie mówił, ale już nie słuchałam. Byłam za bardzo skupiona.
— Kocham cię. — Dopiero te dwa krótkie słowa ściągnęły mnie na ziemię. Książka wypadła mi z rąk. W pierwszej chwili nie byłam pewna czy naprawdę to powiedział, czy tylko mi się wydawało.
— Co takiego? — spytałam całkowicie zdezorientowana. Powoli odwróciłam się w jego stronę. On jedynie ciepło się uśmiechnął.
— Dziś jest chyba najlepszy dzień, by to w końcu powiedzieć, nie sądzisz?
Wszyskie etykiety:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz