Wyłącz preloader

Popularne posty

Sora no yōna aoimoku — część 1

grudnia 05, 2020
Afuś
🦊 Ze specjalną dedykacją dla Vi🦊
🦊Mam nadzieję, że poprawi ci trochę humor🦊

        Magazyn starego antykwariatu wydawał się wyjątkowo jeszcze bardziej ciasny niż zwykle. Stosy książek poukładane na podłodze w okręgi sięgały prawie samego sufitu, a zapach papieru i świeżego tuszu był na tyle silny, że bez problemu mógłby zwabić niejednego mola książkowego. Lisek siedzący na podłodze zapomniał już o całym świecie i zatopił się na dobre w lekturze, badając dokładnie palcami ususzone kwiaty przytwierdzone do jednej ze stron. Chłopiec ani na chwilę nie mógł przestać wymachiwać puchatym ogonem, a lisie uszy na czubku głowy mocno sterczały.
        — Sora? — głos ojca poniósł się echem po pomieszczeniu.
        — Twój brat i ten jego wilk wpadli w odwiedziny.
        Chłopak poderwał się gwałtownie z miejsca, wpadając przez nieuwagę w jeden, ze starannie ułożonych stosików, który posypał się niczym domek z kart. Opiekun nie zdążył w porę zareagować, nie mówiąc już o jakiejkolwiek próbie pomocy, nogi i tak odmówiły mu posłuszeństwa. Mógł tylko patrzeć, jak jego syn znika pod ciężkimi tomikami.
        — Żyję! — rzucił entuzjastycznie Sora, dopiero po dłuższej chwili, gdy siwy lis zdążył już trochę go odkopać. Chłopiec potrzebował chwili, by zrozumieć, jak bardzo narozrabiał. Kilka książek z pewnością się zniszczyło, nie był nawet pewien czy będzie można je naprawić.
        — O… Ojeju, przepraszam — Mruknął, zerkając nieco zmieszany na mężczyznę.
        — Wiesz, może lepiej je pozbieram, nie wiem, może wezmę do siebie, co ty na to? Spróbuję przepisać i i i…
        — Nie szkodzi… — westchnął ciężko ojciec — Ważne, że tobie nic się nie stało, bo nie stało, prawda? Pokaż no się, nie masz guza? Nic nie boli?
        — Ah patrz, strona się urwała.
        — To nie ważne, idź już do pokoju, zajmemy siię tym wieczorem, dobrze?

🦊🦊🦊

        — Nari! Heli! — Chociaż krzyczał do obu, to właśnie starszemu bratu rzucił się w ramiona, pozwolił nawet, by ten obrócił się z nim parę razy w miejscu, a gdy tylko stanął bezpiecznie na ziemi, zaczął podskakiwać niczym gumowa piłeczka.
          Nari, Nari, Nari, słuchaj, czytałem tę książkę od ciebie, tamtą z obrazkami.         
        — Tak? I jak, podobała ci się? — Nari od razu zmierzwił czuprynę brata. Nie był w stanie powstrzymywać śmiechu, ten maluch niesamowicie go rozczulał, szczególnie teraz, gdy stawał na palcach tylko po to by mogli styknąć się nosami.
        — Nawet nie wiesz jak bardzo! Ludzki papier jest strasznie dziwny, ale książka była świetna i jeeeju, chciałbym tam kiedyś być, zabierzesz mnie może? Proszę, proszę, proszę… — Chłopiec wtulił się w brata najmocniej, jak tylko mógł i odchylił się, by zerknąć na ojca, który jak dotąd stał w progu, obserwując uważnie.
        — Mógłbym? Nari wszystko by mi pokazał, był już tam kiedyś.
        — Do świata ludzi? — opiekun zmarszczył brwi. Sam nie pamiętał, ile wieków już minęło, od kiedy był tam po raz ostatni, nie wiedział, czego mógł obecnie spodziewać się po śmiertelnikach, ale wątpił, by ich świat był dobrym miejscem dla dziecka. Sora był przecież jeszcze młodziutki, nie miał powodu, by w ogóle się tam znaleźć, na szukanie właściciela miał jeszcze czas, zresztą i tak, nie musiał go nawet mieć. Mógł po prostu zostać w domu, pomagać w sklepie i drukarni, a przede wszystkim nigdy nie opuszczać starego ojca. Taki scenariusz wydawał mu się idealny, niestety doskonale wiedział, że niemożliwy.
        — Tak! Do Japonii, do Tokio! Mogę? Chociaż na chwilę? Nie muszę tam od razu mieszkać. W sensie chciałbym, ale wycieczka jak na razie też byłaby super, a potem mógłbym się przygotować na wyprowadzkę!
        — Dlaczego ty mi to robisz?

🦊🦊🦊

        — Tato, posłuchaj, nie musisz tak się tym przejmować, wiesz, jaki jest Sora. Zabiorę go tam na chwilkę, a potem pewnie stęskni się za tobą i zapomni, że chciał tam mieszkać, dlatego nie przejmuj się tym tak… wiesz, że to ci nie służy.
        — Zresztą będzie pod naszą opieką — wtrącił się Heli, układając dłoń na ramieniu małżonka. — Weźmiemy też Sammiego, to będzie fajna rodzinna wycieczka. — Uśmiechnął się łagodnie i machnął wilczym ogonem.
        — Własne dziecko też chcecie w to mieszać? — Stary lis przysiadł przy biurku, załamując ręce. Przez dłuższą chwilę siedział w bezruchu, aż w końcu zaczął bezwiednie pocierać skronie, z nikłą nadzieją, że narastający ból głowy ustanie. Gdyby tylko mógł, zrobiłby to samo z sercem, przez które prawie nie mógł już oddychać. Miał wrażenie, że umrze, jeżeli straci kolejne dziecko, a obawy o odejściu Sory nigdy nie były tak silne, jak teraz.
        — Mieszać? Bo chcemy pokazać im kawałek świata? Tato słyszysz w ogóle, co mówisz? — Nari zmarszczył brwi. Od początku dobrze wiedział, że rozmowa z ojcem będzie ciężka, nie sądził nawet, że aż tak. Chłopak wtulił się mocno w męża, widząc, że ten chce coś jeszcze powiedzieć — Heli, chodźmy już. Nie warto, i tak nas nie słucha.
        — To takie straszne, że nie chcę go stracić, tak jak straciłem ciebie?
        — Oh? Przestań w końcu mówić o mnie tak, jakbym umarł. Nie wiem czemu tak ciężko ci zaakceptować, fakt, że założyłem rodzinę i jestem szczęśliwy, ale to twój problem. Pamiętaj tylko, że młody prędzej czy później też będzie chciał zacząć własne życie, nie możesz trzymać go wieczne na smyczy. Nie stracisz go, jeśli się wyprowadzi. Stracisz go, jeżeli nie będziesz go wspierał.

🦊🦊🦊

        Cisza, jaka pod wieczór zapanowała w domostwie, była wręcz przytłaczająca. Nawet jeśli każdy siedział w swoim pokoju, wszyscy dobrze wiedzieli, że nikt z lisiej rodziny jeszcze nie śpi. Ojciec zamknął się we własnym gabinecie, licząc, że stos książek pomoże mu uporać się z poczuciem winy.         Nari wtulony w męża bezmyślnie nakreślał palcem nieokreślone kształty na świeżej pościeli, zapełniając je jak płótno wyimaginowanymi obrazami. Sora w tym czasie kulił się przy otwartym oknie, chowając zapłakaną buzię we własnych kolanach, z trudem powstrzymywał się by nie nasmarkać w swój ogon. Widok kołyszącej się trawy za oknem nieco go uspokajał, ale wciąż miał ochotę skoczyć z parapetu, uciec i na własną łapę znaleźć kogoś, kto, choć na chwilę zabierze go do świata ludzi. Powoli podniósł się, trzymając mocno framugi i zerknął w dół. Nie było wysoko, więc wszystko pewnie skończyłoby się dobrze, gdyby tylko się zdecydował.
        Rozumiał po części zmartwienie ojca, ale skoro byliby tam wszyscy razem, co złego mogłoby się stać? Nie zgubiłby się przecież, wątpił też, by ktoś chciałby ich zaatakować, bo po co? Mieli szansę na wspaniałą, rodzinną wycieczkę, pełną wrażeń i pewnie wspomnień, sądząc po tym, że Nari sam kiedyś tam mieszkał. Mogliby nawet spędzić parę dni w jego kryjówce, by mieć pewność, że zwiedzą wszystko.
        Młody lisek opadł na łóżko zrezygnowany, ale nawet gdy opatulił się mocno kołdrą, nie mógł zasnąć. Wciąż wpatrywał się w widoki za szybą, jak gdyby to właśnie tam, zamiast pobliskiej góry, miało mu się objawić Tokio. Jedyne czego się doczekał to mętny wschód słońca i zimny deszczowy poranek.
        — Nari, Heli, śpicie? — Chłopiec wpadł do sypialni brata i sprawnie wgramolił się pomiędzy mężczyzn. — Gadaliście coś jeszcze z tatą?
        W odpowiedzi Nari machnął zamaszyście ogonem i wydał z siebie niewyraźny pomruk. Młodszy cicho się zaśmiał, majaczenie brata poprawiało mu humor, chociaż na chwilę, niestety szybko przypomniał sobie, że wszystko jest nie tak, i nic się nie zmieni, jeśli ojciec nadal będzie się gniewać.
        — Rozmawialiśmy — szepnął wilk, powoli wygrzebując się spod kołdry. — Dziś spróbujemy jeszcze raz, nie zostawimy tak tego, nie martw się. — Posłał chłopcu słaby uśmiech. — Ale myślę, że sam też powinieneś. Wiesz, jesteś jego oczkiem głowie.

🦊🦊🦊

        Zapach śniadania roznosił się po całym domostwie. Świeże puszyste gofry, miseczki z owocami, ciepłe roślinne mleko ze słodkim syropem i inne pyszności kusiły już z daleka.
        — Co tak pachnie? — Nari wychylił się przez barierkę schodów, by zajrzeć do jadalni. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio ojciec pofatygował się, żeby przygotować taką ucztę, ale widok zastawionego stołu był wyjątkowo pocieszający i oznaczał jedno: tata miał dobry dzień.
        — Już nie śpicie? Miałam was dopiero budzić. — zachrypiał, nie odrywając się od starannego układania sztućców, nawet na chwilę nie zerknął na synów. Wyminął ich pośpiesznie. — Musicie jeszcze chwilę zaczekać, bułki się pieką, ale jak chcecie, możecie już siadać. Chcecie herbaty?
        Sora pokiwał energicznie głową, podbierając garstkę jagód z miski. Brat usadowił się tuż przy nim, obserwując uważnie stół, zastanawiał się tylko, co mógłby skubnąć dla siebie, tak by nikt nie zauważył, wolał poczekać, aż wszyscy zasiądą do stołu.
        — Jeju jak my to wszystko zjemy? — Skubnął kawałek miękkiego ciasta i wrzucił niewielką jagodę prosto w okienko wafla.
        — Jakoś musicie — rzucił jeszcze ojciec, kierując się do kuchni. Zatrzymał się przy samych drzwiach i niepewnie wskazał palcem na zięcia. — Ty. Pomożesz mi.
        — Tak? Ja? W porządku, ale dlaczego? — Heli spoglądał na mężczyznę z lekkim niedowierzaniem. Wątpił, że chodziło o jego towarzystwo, ale o co innego? Nari też był przecież silny, więc równie dobrze też mógł to zrobić, a i ojciec miałby go wtedy przy sobie. Chyba że chodziło o ściągnięcie czegoś z ostatniej półki, wtedy wybór był oczywisty, wilk był przecież najwyższy z nich wszystkich.
        — Musimy porozmawiać — Lis zniżył głos. Może i nie miał takiego zamiaru, ale brzmiał jeszcze groźniej niż zwykle. Heli przełknął głośno ślinę i zerknął na nóż w dłoni mężczyzny. Ah. Więc tak to wszystko się skończy? Chłopak cofnął się o krok, chcąc zachować w miarę bezpieczną odległość od teścia, który i tak go zignorował. Mężczyzna zaczął z wolna kroić owoce i nie odrywając wzroku od deski do krojenia, kontynuował swoją oschłą przemowę. — Chciałem cię przeprosić.
        — Słucham?
        — Słuchaj uważnie, bo nie zamierzam się powtarzać.
        Na chwilę w pomieszczeniu zapadła cisza. Mężczyźni lustrowali się nawzajem wzrokiem, szukając innego sposobu komunikacji, skoro ta werbalna zawiodła. Lis westchnął cicho, odsuwając deskę od siebie.
        — Nie patrz tak na mnie, na litość boską, mówiłem już, że nie będę się powtarzać, zresztą, jest coś jeszcze. Podjąłem decyzję.
        — W sprawie Sory? Będzie mógł się z nami wybrać do świata ludzi?
        — Tak. Pod jednym warunkiem. Nie ruszycie się nigdzie beze mnie. Jadę z wami.
Wszyskie etykiety:

Brak komentarzy

Prześlij komentarz